Jaki typ pasażerów jest najbardziej irytujący?stewardessy

Czy stewardessy czasem boją się podczas lotów?

Jakie są największe wady i zalety tego zawodu?

Na te i na wiele innych pytań odpowiadają nam zawodowe stewardessy.

W tym wywiadzie Julia i Karolina opowiadają szczerze o specyfice tego zawodu i swojej wielkiej pasji do latania.

Dlaczego akurat ten zawód?

Julia: Hm… To chyba takie przeznaczenie. Kiedy miałam jakieś 5 – 6 lat, często mi się śniło, że jestem za sterami samolotu. Nie wiem naprawdę, skąd takie marzenia senne u dziecka urodzonego w czasach, gdy lotnictwo było niemal tak abstrakcyjnym tematem, jak teraz budowa bomby atomowej. Pamiętam, że w tym śnie próbowałam wzbić samolot w powietrze. Zapewne latanie było mi zapisane w gwiazdach i sennikach 😉

Lotnictwo to od zawsze moja największa pasja. Jak do tego doszło, że zaczęłam się realizować w branży lotniczej? Po pierwsze, mój policealny chłopak wskoczył mi na ambicję twierdząc, że nie mam szans na zostanie stewardessą. Przestał być moim chłopakiem, bo nie cierpię podcinania skrzydeł. Zawzięłam się wtedy, by mu udowodnić, że nie ma racji. Po drugie, moja siostra opowiedziała mi o firmie White Eagle Aviation. Złożyłam tam swoje CV i jakimś cudem się dostałam! Co prawda jako przedstawiciel linii na ziemi, ale to już było coś! Wreszcie mogłam z bliska na co dzień oglądać samoloty. Po około dwóch latach przyszedł moment szkolenia podstawowego i moje upragnione latanie. Na małym samolocie, co prawda, ale to nigdy nie miało dla mnie znaczenia.

Karolina: Latanie zawsze chodziło mi po głowie. W sumie nie wiem czemu, w mojej rodzinie nikt nie był z tym związany. Co prawda dziadek pracował na lotnisku w obsłudze naziemnej, ale zmarł gdy byłam małym dzieckiem i nie pamiętam żadnych szczegółów z jego pracy. Zawsze chciałam jednak latać i dopięłam swego, mimo że 11 lat temu rynek lotniczy nie rozwijał się tak jak teraz i linie lotnicze nie robiły naborów zbyt często.

A na jakich samolotach latałyście?

Karolina: Moją przygodę z lataniem zaczęłam nietypowo, bo na małym, turbośmigłowym samolocie. Inni zastanawiali się jak nie boimy się latać takim maluszkiem, ale nasze załogi kochały ten samolot miłością bezwarunkową. Ale lotnictwo się zmienia i firmy upadają. Przyszedł więc czas na A320 i B737.Za małym lotnictwem wciąż tęsknię… Mam zamiar dalej rozwijać swoje pasje, by do niego jeszcze kiedyś wrócić.

Julia: Początkowo na ATR42 (mały samolot turbośmigłowy) a potem na Boeing 737, 757, 767 i 787. Latałam zarówno na samolotach turbośmigłowych, jak i odrzutowych średniego i dalekiego zasięgu. Pracowałam też sporo w innych działach firm lotniczych, takich jak dział szkolenia, handling, planowanie, operacyjny, crew control.

Co uważacie za największy plus tej pracy?

Karolina: Podróże. To szansa na to, by zobaczyć trochę świata. Oczywiście każdy z nas najbardziej lubi rejsy z bazy do bazy, bo wtedy wraca do domu i śpi podróże stewardessywe własnym łóżku, ale mimo wszystko każde nowe miejsce to okazja do zwiedzania, jeśli tylko pozwala na to czas. Dzięki tej pracy dużo zobaczyłam. Udało mi się być w miejscach, do których zapewne jako zwykły turysta nigdy bym nie dotarła. A tak byłam, widziałam, dotknęłam, poznałam… Ta praca jest bardzo ciekawa, ale też ciężka. I trzeba ją kochać, by wytrwać w niej dłużej niż 3 lata… jeśli ktoś pracuje dłużej, zazwyczaj przepadł na zawsze i trudno będzie mu wrócić do pracy na ziemi.

Julia: Dynamikę. Żaden dzień nie wygląda podobnie. Każdy rejs jest inny, współpracuje się z różnymi osobami. Interakcje potrafią być czasem super miłe, czasem zaś niekoniecznie. Nigdy nie jest tak samo. Zaletą jest też to, że po rejsie, jaki by on nie był, wychodzi się z samolotu i ta sytuacja jest już za nami. Poza refleksją i myślą, co można było zrobić inaczej, lepiej, poza przegadaniem doświadczeń i wyciągnięciem wniosków, można się wyluzować i czerpać radość z wolnego czy z pobytu z załogą w jakimś miłym miejscu. Dużym plusem jest też to, że przeważnie pracuje się z ludźmi podobnymi do nas – otwartymi, pomocnymi, przyjaznymi, ciepłymi. Z ludźmi, na których możemy liczyć, z którymi często przyjaźnimy się prywatnie. Te przyjaźnie trwają latami! Nawet kiedy już znikają firmy.

A minusy?

Julia: Hm… Oczywiście że są, choć dla każdego inne i zależą od specyfiki firmy, dla której się pracuje. Kiedy pracowałam dla firmy wykonującej ACMI (loty dla innych firm lotniczych) kłopotliwe były ciągnące się tygodniami pobyty poza domem. Kiedy pracowałam w czarterach, minusami były przedziwne pory rozpoczynania pracy i trudności, by odpowiednio odpocząć przed rejsem. Cały dom nie stanie przecież na baczność, bo ja musze się wyspać, nie ma szans. No i ciągła ruchomość grafiku też bywa uciążliwa – nie tylko pracą człowiek żyje. Niespodziewane opóźnienia również bywają stresujące, bo w domu czekają obowiązki, które musimy ogarnąć. Czy to zwierzęta, czy dzieci pozostawione w domu, tęsknią do nas i nas potrzebują, a czasem nie ma możliwości nawet zadzwonić i poinformować, że się spóźnimy.

W pracy u przewoźnika regionalnego (krótkie trasy) minusem jest wiele odcinków w ciągu dnia, krótki czas operacji, a wiadomo, chcemy by każdy pasażer został stosownie obsłużony i wyszedł z samolotu zadowolony. Także pośpiech i ciężkie wózki mogą odbić się po prostu na naszym zdrowiu, a głównie kręgosłupie. Długi zasięg z kolei to komfort luzu czasowego – jest czas na spokojny serwis. Do minusów należy doliczyć za to jet lag… W mojej aktualnej pracy mam do czynienia z tym zjawiskiem 3-4 razy w miesiącu i to w obie strony. A wiąże się z tym kompletne pomieszanie z poplątaniem dla wielu funkcji organizmu. Cóż, 30 stopni w miejscu przylotu, kiedy w Polsce jest -10 w pełni wynagradza wszelkie trudności.

Karolina: Sporo osób postrzega nas tylko jako kogoś, kto na pokładzie poda im kawę, a ta praca wymaga naprawdę wielu wyrzeczeń. Nieregularny rytm pracy, rejsy całonocne, meldowania w godzinach typu druga w nocy (gdy każdy „normalny” człowiek przewraca się na drugi bok pod ciepłą kołderką), najwięcej pracy w weekendy i w okolicach świąt, kilkudniowe lub nawet kilkutygodniowe delegacje za granicą. Niełatwo jest w tym wszystkim prowadzić normalny tryb życia, zdrowo jeść, wysypiać się. Regularny sen nie istnieje. Nie wszyscy też chcą i potrafią ten system pracy rozumieć i zaakceptować.

Pamiętacie długo jakieś zabawne lub zadziwiające sytuacje na pokładzie? Często się zdarzają?

Karolina: Utkwiła mi w pamięci sytuacja, gdy jeszcze latałam na małym turbośmigłowym samolocie. Lot miał trwać ponad godzinę, około 20 minut po starcie zaczęłam serwis rozdając przekąski i napoje. Był to okres jesienno-zimowy i niebo pokrywała gruba, jednolita warstwa chmur. Lecieliśmy nad nimi. Samoloty turbośmigłowe są głośne, do tego stopnia, że męczyły hałasem przy dłuższym locie. I gdy tak w huku silników lecimy nad chmurami, zaczepia mnie pasażerka i z pretensją wykrzykuje pytanie „Kiedy my w końcu zaczniemy lecieć, bo ile możemy stać w miejscu!”. Na początku nie zrozumiałam… Zaczęłam tłumaczyć, że połowa lotu już za nami. Pani myślała, że stoimy w miejscu, zawieszeni w powietrzu. Przez równą warstwę chmur nie widziała, jak zmienia się krajobraz pod nami, nie widziała przesuwającej się ziemi…

Julia: Zabawne sytuacje na pokładzie oczywiście wiążą się z pasażerami lub załogą. Po wielu godzinach pracy – może przez zmęczenie,

stewardessa w kamizelce ratunkowej podczas demo

może z potrzeby poluzowania atmosfery – zaczyna się „głupawka”. Robimy sobie kawały. W jednej z linii, koledze, który właśnie został szefem pokładu, jego współzałogantki podmieniły instrukcję bezpieczeństwa w zestawie do DEMO, na taką z wklejonymi fotkami nagich kobiet.

 

Na jednym z moich rejsów koleżanka włączyła złą taśmę do pokazu bezpieczeństwa i w efekcie na rejsie krajowym, po Polsce, wykonała pokaz z użyciem kamizelki ratunkowej. Całe szczęście, że padało, więc na pytania wyjątkowo w tym dniu zainteresowanych pokazem pasażerów odpowiadałam, że przy takich opadach lepiej dodać ten element na wszelki wypadek.

Moja największa „wpadka”, z której do tej pory się śmieję, to pomylenie patrona lotniska. Po wylądowaniu w Rzymie serdecznie przywitałam pasażerów na lotnisku im. Leonardo da Vinci, ale w wersji angielskiej poszło w eter, że witam na lotnisku im. Leonardo di Caprio… Dopiero koleżanka uświadomiła mi pomyłkę, dzwoniąc z tylnego bufetu, że chyba bardzo lubię tego aktora, jeśli przechrzciłam lotnisko jego imieniem.

Ludzi często dręczy strach przed lataniem. A czy stewardessy czasem czują lęk podczas lotu?

Karolina: Zawsze zastanawiam się, dlaczego ludzie boją się latać. Z jednej strony rozumiem: zamknięta, metalowa „puszka” kilka kilometrów nad ziemią, brak wpływu na rozwój sytuacji i zwykły lęk przed nieznanym. Ale z drugiej strony, statystycznie dużo bardziej niebezpieczna jest podróż samochodem, tylko o tym nie mówi się w mediach każdego dnia. Gdy dochodzi do katastrofy samolotu, piszą o tym wszyscy. Zawsze mnie bawi, gdy pasażerowie pytają „A Pani to nie boi się latać?”. Odpowiadam wtedy, że bardziej się boję drogi do pracy, bo za dużo na niej nieznanych mi kierowców bez nadzoru.
Ale oczywiście i w samolocie zdarzają się sytuacje niebezpieczne. Tylko że nasza praca to tygodnie szkoleń, na których trenujemy różne niebezpieczne scenariusze. Uczy się nas też tego, byśmy te sytuacje eliminowali na jak najwcześniejszym etapie.

Zdarzało mi się lądować w asyście straży pożarnej, gdyż mieliśmy podejrzenie niezablokowanego podwozia. Było zawracanie na lotnisko, gdy powstała nieszczelność i kabina się nie hermetyzowała (hermetyzacja sprawia, że lecąc na 12 tys. m. mamy w kabinie ciśnienie i tlen taki, jakbyśmy byli w górach na około 3 tys. m. n.p.m. Możemy normalnie oddychać i funkcjonować). Chyba najgorszym możliwym scenariuszem jest pożar, bo ogień trawi poszycie samolotu w zastraszającym tempie.

Julia: Również miałam sytuacje, kiedy ciśnienie troszkę się podniosło. A to przerwany start, a to rozszczelnienie kabiny, a to rozbicie okna przez odpadniętą klapkę podczas lotu (na szczęście zassało zasłonkę i nie było dekompresji). Ale mam zaufanie do kolegów „z szoferki” – wiem jak restrykcyjne szkolenia przechodzą, jak intensywne są ich testy na symulatorach. Zdaję sobie sprawę, że mają bliskich, do których chcą wrócić. I wiem, że mają przeróżne „myki”, techniki, sposoby, by bezpiecznie sprowadzić samolot na ziemię. Statystyki przemawiają za tym, że latanie jest najbezpieczniejszym sposobem transportu.

Największą grozę budzi oczywiście możliwość pożaru na pokładzie. Puszka pełna elektroniki, kabli, żarówek, podgrzewaczy, a do tego pozornie bezpiecznych przedmiotów, często wnoszonych na pokład samolotu również przez pasażerów, które mogą doprowadzić do powstania ognia. A do tego tony paliwa, które mimo że izolowane od kabiny, to zawsze pozostają w pamięci. No i czynnik nieprzewidywalny, czyli nasi pasażerowie. Niektórzy, mimo wszelkich informacji i zakazów, czasem próbują swoich sił w puszczeniu dymka na pokładzie. Nie wspominając o historiach sabotażu czy aktach terrorystycznych.

Z najbardziej nieprzyjemnych doświadczeń pamiętam rejs, na którym jeden z pasażerów dusił kolegę z załogi. Kilkanaście minut wcześniej widziałam, że ten pan coś pije w ukryciu i ostrzegałam, że jest to zakazane. Wywiązała się awantura między pasażerami, pobiegłam tam, ale kolega był pierwszy… Zdążyłam akurat zobaczyć, jak został złapany za szyję i przeciągnięty przez całą kabinę. Wyglądało to bardzo groźnie. W sytuacji prywatnej nie wahałabym się ani chwili, by wskoczyć na agresora i użyć siły, by wyswobodzić kolegę. W pracy trzeba zawsze pamiętać o bezpieczeństwie pasażerów. Nie wolno doprowadzić do eskalacji sytuacji. W samolocie zdarzają się również pogróżki. np. straszenie śmiercią za odmowę sprzedaży lub za zabranie alkoholu, za asertywną postawę załogi, za niemożność dokonania zmiany miejsca. Osobiście akurat takimi rzeczami się nie przejmuję, bo wiem, że to głównie alkohol przemawia przez tych ludzi. Ale na pewno nie są to sytuacje przyjemne.

A jaki typ pasażerów najbardziej działa Wam na nerwy?

Julia: Pijani albo pod wpływem środków odurzających. Zdarzyła mi się kiedyś pani, która na pokładzie wypiła pierwszego od czasu ciąży i porodu drinka. Tylko tyle, a pani dostała zapaści. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale to pokazuje, jak różnie może zareagować organizm na alkohol w zależności od sytuacji i w warunkach deficytu tlenowego ze zmianami ciśnień. Niestety pasażerowie pijący alkohol podczas lotu nie mają takiej wyobraźni przyczynowo-skutkowej. Poza tym ludzie bywają różni. Latałam z Polakami, Francuzami, Włochami, Niemcami, Holendrami, Albańczykami i z wieloma innymi nacjami. Każda narodowość ma swoje specyficzne cechy, ale nie ma lepszych czy gorszych pasażerów.

U przewoźników regularnych w dużej mierze lata pasażer biznesowy. Na czartery często latają turyści na wakacje, chcą odpocząć i się wyluzować i zdarza się, że już w samolocie trochę zbyt poważnie podchodzą do tej misji. Z doświadczenia wiem, że jasne przedstawienie zasad i konsekwentne ich przestrzeganie pomaga w utrzymaniu rejsu w ryzach. Wierzę poza tym, że jest coś takiego jak energia rejsu, która jest wytwarzana z interakcji pasażer – załoga. Ludzie przeważnie na serdeczne podejście reagują życzliwością i chęcią współpracy. W mojej pracy zawsze robię co w mojej mocy, by rejs był udany, pasażerowie zadowoleni, a załoga w efekcie szczęśliwa z dobrze wykonanej pracy. Największą nagrodą jest dla mnie, gdy pasażerowie dziękują za wspaniały rejs. Może to głupie, ale to zawsze było dla mnie najważniejsze i zwiększało moje pozytywne nastawienie oraz motywację do pracy w kolejnym rejsie.

Karolina: Zgodzę się z Julią, że najgorszy jest pijany pasażer. Jednym wystarczy małe piwo czy wino, inni natomiast od razu zabierają się za litrową butelkę. A kiedy tłumaczymy, że to niebezpieczne, zaczynają zachowywać się agresywnie. To samo dotyczy papierosów. Wciąż mamy osoby, które za wszelką cenę chcą zapalić, a co gorsza w pośpiechu wrzucają niedopałki do koszy z papierowymi ręcznikami w toaletach. Przecież tak można spowodować pożar!

Ogromnym problemem są też rodzice i ich bezstresowo wychowane dzieci. W samolocie wszelkie zasady zostały ustalone w trosce o bezpieczeństwo wszystkich podróżujących. To nie są wymysły po to, aby utrudnić komukolwiek życie. Nie wszyscy rodzice to rozumieją. Proszę, aby dziecko zapiąć w pasy do startu lub lądowania, i słyszę „nie, bo mały śpi, bo nie chce, bo będzie krzyczał”… Na szczęście większość ludzi jest przemiła i traktuje załogę z życzliwością, a to działa w dwie strony. Wtedy cały lot mija bezproblemowo, a wszyscy wychodzą z miłymi wspomnieniami.

Dziewczyny, bardzo Wam dziękuję  za przemiłą rozmowę i życzę w imieniu całego zespołu Air Med Escort spokojnych lotów, miłych pasażerów i tylu startów ilu lądowań! 

Do zobaczenia na pokładzie! 🙂

lotnisko

 

One thought on “Z miłości do latania – rozmowy ze stewardessami”

  1. Szacunek dla calego Personelu dzięki któremu podróżujemy. To bardzo odpowiedzialna praca. Uwielbiam podróże a dzięki temu, źe latamy, zwiedzamy więcej i komfortowo. Powodzenia dla Wszystkich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *